AKTUALNOŚCI

Dlaczego śmieci się palą?

Wcale nie z powodu podpaleń, jak mówi jeden z dużych przedsiębiorców z branży. Na pożary pracowaliśmy od lat, a winę ponoszą ślepi na kryzys politycy i gminy. Rozmówca Onetu nie chce ujawniać swojej tożsamości w obawie przed atakami branży i polityków. Śmieci to problem, o którym nikt nie chce głośno mówić.

Marcin Wyrwał: Dlaczego śmieci się palą?

Dlatego, że gminy nie chcą podwyższać mieszkańcom opłat za wywóz śmieci.

Gminy dbają o mieszkańców.

Lokalne władze nie robią tego z miłości do mieszkańców, a ze strachu przed słabym wynikiem w wyborach.

Sądzi pan, że podwyżka o kilka czy nawet kilkanaście procent może przełożyć się na wynik w wyborach?

Ja nie mówię o podwyżce rzędu kilkunastu, ale 300 procent.

Czyli to gminy podpalają śmieci?

A kto mówi o podpaleniach? Masowe podpalenia to mit. Nie wykluczam, że się zdarzają, ale są marginesem obecnych pożarów, góra 10 procent. Prawdziwy powód większości pożarów śmieci jest zupełnie inny. Wszystko zaczęło się od tak zwanej rewolucji śmieciowej, czyli nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która włożyła gospodarkę odpadami w ręce lokalnych władz. Te zaczęły wymuszać minimalne ceny na lokalnych przedsiębiorcach zajmujących się biznesem śmieciowym. W związku z tym ci nie mają pieniędzy na ich utylizację.

Co więc z nimi robią?

Mają dwa wyjścia. Pierwsze, to nielegalne zrzucanie śmieci w lasach czy na żwirowniach.

Ryzykowne i skomplikowane.

Więksi gracze są w stanie to bezpiecznie przeprowadzić.

W jaki sposób?

Wywożą pod osłoną nocy śmieci do lasów i na żwirownie. Mają cały system zabezpieczenia takich transportów, na drogach są montowane czujki na ruch, ostrzegające przed intruzami. Swoi ludzie zabezpieczają cały teren przed niespodziewaną wizytą.

A co robią inni?

Większość przedsiębiorców ucieka się do drugiego sposobu. Po pobieżnym przesortowaniu odpadów zostaje nadal ogromna ich ilość bogata w surowce wtórne. Tych śmieci nie można składować na wysypiskach, ponieważ mają powyżej sześciu megadżuli kaloryczności, więc są łatwopalne. Można je tylko przerobić na paliwo alternatywne albo wywieźć do spalarni, ale na to przedsiębiorcy nie mają pieniędzy. Dlatego je magazynują.

Czyli w przeciwieństwie do bezterminowego składowania na wysypiskach, przetrzymują śmieci przez ograniczony czas.

Zgodnie z prawem, maksimum trzy lata, tylko tego prawa nikt nie przestrzega, więc trzyma się śmieci znacznie dłużej.

Dlaczego wysypiska zaczynają płonąć właśnie w tym momencie?

Magazynuje się je od 2013 roku, czyli niedawno minął bezpieczny termin przechowywania. Specjalna, nieprzepuszczająca powietrze folia, którą trzeba zabezpieczyć magazynowane śmieci, zdążyła się rozszczelnić, o ile w ogóle tam była, bo zabezpieczenie śmieci folią kosztuje 100 złotych za tonę. Do tego doszły idealne warunki do samozapłonu, czyli wilgotność połączona z wysokimi temperaturami. W takich warunkach doskonale wytwarza się metan, więc pożar jest kwestią czasu.

Do pożarów dochodzi późnymi popołudniami lub nocą.

To logiczne. Za dnia ochrona jest w stanie wyłapać tlące się śmieci. Nocą nikt tego nie pilnuje. Śmieci mogą się tlić nawet 8-10 godzin, zanim zapłoną pełnym ogniem.

A zatem śmieci płoną z powodu złego przetrzymywania w magazynach, a nie na składowiskach?

Czasami płoną też na składowiskach, ponieważ odpady łatwopalne są nielegalnie wrzucane na te składowiska. Więc kiedy zapaliło się składowisko w Radomiu, to musiały być tam odpady łatwopalne, bo inaczej nie miałoby się tam co palić.

Czeka nas więcej takich pożarów?

Tak, moim zdaniem jednym z głównych kandydatów do kolejnego wielkiego pożaru jest bodaj najdroższy zakład w Polsce – PGO Kielce. Za pieniądze, które wpompowano w jego budowę, można było zbudować małą spalarnię, która skutecznie utylizowałaby śmieci. Ale to jest zakład zbudowany za pieniądze z UE. Takie pieniądze są najgorsze, bo darmowe. W efekcie mamy zakład, który nie radzi sobie z przetwarzaniem śmieci.

Więc magazynuje?

Oczywiście. Na tym zdjęciu na czerwono zaznaczyłem zamaskowane lasem magazynowane odpady. Tak na oko, około 50 tysięcy ton. Przyjęli to za około 250 zł za tonę, czyli zainkasowali około 12,5 mln zł. Ale gdyby to chcieli teraz wywieźć do spalarni, to musieliby zapłacić minimum 270 zł za tonę, czyli 13,5 mln. Zamiast być milion do tyłu, mają 12,5 mln zysku.

A jeśli to spłonie?

To mają nowy teren na składowanie. Dodatkowo, zgodnie z prawem mogą wywieźć spalone i nadpalone śmieci na składowisko. A śmieci popożarowe są zwolnione z tzw. opłaty marszałkowskiej, która ostatnio wzrosła o kilkaset procent.

Więc może jednak przedsiębiorcy podpalają?

Nie sądzę. Nikt w tym biznesie nie chce ściągać na siebie uwagi. Do tej pory firmy po cichu magazynowały ogromne ilości śmieci. Teraz zaczynają się tym interesować media i politycy, zaczyna się szukanie winnych. A przecież są łatwiejsze i cichsze sposoby na pozbycie się problemu niż wywoływanie pożaru.

Jakie?

Firma wynajmuje teren, dostaje pozwolenie od starosty, który jej w ogóle nie kontroluje i robi tam magazyny na setki tysięcy ton śmieci. Ile się zmieści, tyle się zmieści. A jak już nie ma miejsca, firma się likwiduje i znika.

Dużo jest takich przypadków?

Co chwila się o jakimś słyszy. W Katowicach porzucili hałdę czeskich odpadów porafineryjnych, koszt usunięcia to 20 mln zł. W Zgierzu odpady komunalne: usunięcie to 10 mln zł. W Poznaniu chemikalia, 9 mln zł. Koszty usunięcia ponoszą samorządy. Nikt nie musi tego podpalać, nie ma niewygodnych pytań.

Na przykład o importowane śmieci. Pod koniec maja w Zgierzu spłonęło 50 tysięcy ton śmieci sprowadzonych głównie z Włoch i Anglii. Polskie prawo pozwala importować śmieci bez ograniczeń.

To kolejny problem. Kiedy na początku roku Chiny wycofały się z importu europejskich śmieci, kraje Zachodu zaczęły mieć poważny problem. Polskie firmy ich śmieci ochoczo przyjmują, bo to dobry pieniądz, tyle że już z założenia wiedzą, że nie będą w stanie ich składować, a jedynie tymczasowo magazynować. Dlatego każdy zakład przyjmujący śmieci z Zachodu to gwarantowany problem w kontekście pożarów.

Samorządy nie próbują kontrolować nieprawidłowego magazynowania śmieci?

Samorządów to w ogóle nie interesuje. Jak już mówiłem, ich jedynym celem są niskie ceny wywozu śmieci. Znam przykład, gdzie duży zakład przetwórstwa odpadów prosił samorząd o podwyżkę ze względu na wysokie koszty sortowni i odzysku surowców. W reakcji wiceprezydent miasta kazał wyłączyć instalację zakładu. W imię ograniczenia kosztów wywozu wolał, żeby śmieci zapychały okolicę.

Ale to przecież kiedyś musi się skończyć, bo albo zasypią nas te śmieci, albo nie damy sobie rady z pożarami.

Władze myślą krótkoterminowo, od wyborów do wyborów. Jeśli przed najbliższymi wyborami problem nie zostanie rozwiązany, to nowe władze wejdą w buty starych i nie będą z tym nic robić. W przypadku śmieci żadna opcja polityczna nie jest lepsza od innej. Wszystkim zależy na niskiej cenie wywozu śmierci w imię poparcia wyborców.

Po pożarze w Zgierzu wiceminister środowiska Sławomir Mazurek napisał na Twitterze, że „od maja składowisko odpadów w #Zgierz działa nielegalnie i jest to sytuacja skandaliczna”.

Wiceminister nie odróżnia składowiska od magazynu. Na tej mapce na żółto są oznaczone składowiska odpadów niebezpiecznych i bezpiecznych, a na czerwono magazyn, który płonął. Jak już powiedziałem, składowiska rzadko się palą. Wicepremier pisze o skandalicznej sytuacji, a przecież o tym, że sytuacja jest poważna, wiedział od początku swojej kadencji, czyli od listopada 2015 roku. Już wtedy było wiadomo, że na terenach firm oczyszczających zalegają dziesiątki tysięcy ton śmieci. Już wtedy nikt tego nie kontrolował.

Co powinien zrobić?

Przede wszystkim porozumieć się z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą i ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych Mariuszem Błaszczakiem w celu przeciwdziałania nieuczciwym i jak teraz widać niebezpiecznym praktykom niektórych przedsiębiorców. Czy poprosił ich o likwidację patologii i po prostu zamknięcie przestępców? Czy kogokolwiek z ludzi, którzy nielegalnie magazynowali śmieci, spotkała kara? Odpowiedź brzmi: nie.

Widzi pan jakieś rozwiązanie tej sytuacji?

Przede wszystkim łańcuszek odpowiedzialności za źle składowane lub palące się śmieci powinien zaczynać się na zleceniodawcy, czyli na gminie, przebiegać przez wszelkich pośredników, a kończyć na firmie, która doprowadziła do problemu. Jeżeli gmina zatrudni firmę, która jest nieuczciwa, powinna za to odpowiedzieć. Ponadto właściciel magazynu śmieci powinien płacić kary za emisję do środowiska substancji toksycznych z tego, co mu się spaliło. Teraz śmieci płoną bezkarnie. Jak się spaliło, to się spaliło.

źródło:https://wiadomosci.onet.pl